Nie chodzę już do szkoły, to napiszę o problemie z drugiej strony. O ile chodzący do szkoły są w wieku, w którym nowinki techniczne, programy, aplikacje mają w małym palcu, to z drugiej strony jest już inaczej.
Teraz wyobraźmy sobie nauczyciela 50 letniego, który nagle, bo przecież nie miał tego w planie, musi ogarnąć programy do wysyłania lekcji, sprawdzania ich, do nadawania fonii, obrazu itp. Mało tego, to musi wyjść, bo przecież jak nie, to beka z niego będzie do wakacji.
Mało tego, w tym ogólnych chaosie nauczycielom rozwiązania są narzucane przez dyrekcję, rzadziej kuratoria, którym trudno jest odnaleźć się w bieżącej materii, z racji wyższej średniej wiekowej. Więc tu dyrekcje szkół mają wolną rękę, ale program, co już kuratorium narzuca, trza realizować. Jak? No to na dole muszą to ogarnąć we własnym zakresie.
Właśnie ta niedoskonałość, ta szybkość działania, powoduje, że na lekcje wbijają osoby z zewnątrz lub i nie, i mącą w czasie lekcji, co następnie krąży po yt nabijając wyświetlenia.